czwartek, 30 maja 2013

Dzień 27. Panowanie nad projekcją własnych myśli.

Nastąpiła w dniu wczorajszym (26 dzień) ów wyczekiwana chwila.
Nie widziałem Jej 11 dni 15 godzin i jakieś 4 min. Czekałem nocą na mieście śpiąc w samochodzie na Jej przyjście. Zastanawiałem się jak dzisiaj będzie wyglądać. Szczęśliwy że zaraz przyjdzie, że zaraz Ją zobaczę, że zaraz usiądzie na miejscu pasażera mojego samochodu gdzie spędzaliśmy dosyć dużo czasu na wszelkiego rodzaju rozmowach, kłótniach, wycieczkach wyjazdach.

Zgoda na odebranie jej po pracy siedziała w mojej głowie od południa. Przejechałem z tą myślą ponad 700 km po Polsce. Zastanawiałem się o czym będziemy rozmawiać czy poruszymy temat ośrodka czy zostaniemy tylko na tych 26 dniach które nie dotyczą ośrodka.

Tworząc sobie obrazy tych rozmów których było kilkanaście, widziałem od milczenia w samochodzie, brak tematu do rozmów, krótkie wzmianki o jakiś sytuacjach w pracy przez ogromny spacer przez całe miasto z rozmowami do pojechania za miasto gdzieś byle dalej na cały dzień, rozmawiając o wszystkim.

Wszystkie te projekcje pojawiały się w co jakiś czas w ciągu kilku sekund, stłumione były prze zemnie chęcią nie tworzenia takich obrazów, mówieniem sobie aby porostu poczekać i mieć odwagę, aby zmieniać to co mogę zmienić w momencie, kiedy już będziemy obok siebie.

Spędziliśmy ze sobą dwie i pół godziny na rozmowie i spacerze przy wschodzącym miejskim słońcu. Najpierw o pracach o wspomnianych wcześniej 26 dniach. Właściwie to Ona mówiła, ja jednak czułem coś zupełnie innego. Kiedyś słyszałem, że do mnie mówi, nie wszystko było słyszane prze zemnie, często zdarzało się, że jak zapytała czy wiem o czym mówiła powtarzałem wyłapane z kontekstu słowa, były to różne momenty w których głowę mogłem mieć zaplątaną poczuciem winy albo chęcią powiedzenia o czymś co mnie gniotło jednak nie mogłem zacząć nie mając odwagi poruszyć tematu. Tym razem słyszałem i słuchałem co mówi ponieważ ten czas jaki w tej chwili przebywałem z Nią był poświęcony dla Niej. Nie było żadnej innej myśli w mojej głowie tylko to ,że Ona jest obok, mówi a ja mogę Jej słuchać. Wszystko było ważne.

W pewnym momencie Zapytała mnie: ''a co u ciebie?"

Nie wiedziałem od czego zacząć. Zastanawiałem się cały czas o czym ja mam mówić. Czy poruszać temat tego co działo się w ośrodku, czy tego co już poza. Zapytałem więc w prost czy poruszać ten temat. Zgodziła się. W skrócie zwróciłem uwagę na kilka najważniejszych dla mnie dni z ośrodka. Jej przyjazdu tam, książki którą tam przeczytałem, pracy o duchowości (rysunku ^^ i pustym piętrze z wywaloną dziurą w betonowym bloku), wyjściu na wschód słońca z M.(pozdrawiam) i całym czwartku z F. (pozdrawiam) i dniu wyjścia oraz rozmowie z rodzicami oraz o tym że wszystko co słyszę wokoło ma już inny wyraz, że słucham tego co przychodzi mi słyszeć. Czułem radość i pewność siebie, w tym że mówię to szczerze, że nic nie chcę już ukrywać, że mam czyste intencje i mówie to wszystko do Niej.

Brzmiało to pewnie jak już nie jedna nasza rozmowa jednak w środku była inna intencja.

Nie żeby chować coś ale żeby mówić to o co mnie zapytała, o tym  "co u mnie''.

Przychodziły też uczucia smutku i poczucia winy. Ale widziałem, że Ona się trzyma, że Jej podejście które przyjęła jest bardzo podobne do mojego. Ja uzyskałem je dzięki ośrodkowi, dzięki profesjonalnej pomocy po którą się zwróciłem. Ona doszła do tego Sama, podziwiam Ją za to czuję dumę i radość.

Sytuacje jakie stwarzałem są dzisiaj ciężkie do rozmowy. Ale podejście do tych sytuacji zależy jak zostaną omówione i jakie zostaną wyciągnięte z nich wnioski.

Cieszę się z tego spotkania, wiele jest jeszcze do omówienia. Ale na to potrzeba czasu. A tego przedemną jeszcze bardzo wiele.

Sznurek jest bardzo długi przede mną i stoję do jego dłuższej części przodem. O. (pozdrawiam)

Pozdrawiam
P.D.O.M.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz