czwartek, 30 maja 2013

Dzień 27. Panowanie nad projekcją własnych myśli.

Nastąpiła w dniu wczorajszym (26 dzień) ów wyczekiwana chwila.
Nie widziałem Jej 11 dni 15 godzin i jakieś 4 min. Czekałem nocą na mieście śpiąc w samochodzie na Jej przyjście. Zastanawiałem się jak dzisiaj będzie wyglądać. Szczęśliwy że zaraz przyjdzie, że zaraz Ją zobaczę, że zaraz usiądzie na miejscu pasażera mojego samochodu gdzie spędzaliśmy dosyć dużo czasu na wszelkiego rodzaju rozmowach, kłótniach, wycieczkach wyjazdach.

Zgoda na odebranie jej po pracy siedziała w mojej głowie od południa. Przejechałem z tą myślą ponad 700 km po Polsce. Zastanawiałem się o czym będziemy rozmawiać czy poruszymy temat ośrodka czy zostaniemy tylko na tych 26 dniach które nie dotyczą ośrodka.

Tworząc sobie obrazy tych rozmów których było kilkanaście, widziałem od milczenia w samochodzie, brak tematu do rozmów, krótkie wzmianki o jakiś sytuacjach w pracy przez ogromny spacer przez całe miasto z rozmowami do pojechania za miasto gdzieś byle dalej na cały dzień, rozmawiając o wszystkim.

Wszystkie te projekcje pojawiały się w co jakiś czas w ciągu kilku sekund, stłumione były prze zemnie chęcią nie tworzenia takich obrazów, mówieniem sobie aby porostu poczekać i mieć odwagę, aby zmieniać to co mogę zmienić w momencie, kiedy już będziemy obok siebie.

Spędziliśmy ze sobą dwie i pół godziny na rozmowie i spacerze przy wschodzącym miejskim słońcu. Najpierw o pracach o wspomnianych wcześniej 26 dniach. Właściwie to Ona mówiła, ja jednak czułem coś zupełnie innego. Kiedyś słyszałem, że do mnie mówi, nie wszystko było słyszane prze zemnie, często zdarzało się, że jak zapytała czy wiem o czym mówiła powtarzałem wyłapane z kontekstu słowa, były to różne momenty w których głowę mogłem mieć zaplątaną poczuciem winy albo chęcią powiedzenia o czymś co mnie gniotło jednak nie mogłem zacząć nie mając odwagi poruszyć tematu. Tym razem słyszałem i słuchałem co mówi ponieważ ten czas jaki w tej chwili przebywałem z Nią był poświęcony dla Niej. Nie było żadnej innej myśli w mojej głowie tylko to ,że Ona jest obok, mówi a ja mogę Jej słuchać. Wszystko było ważne.

W pewnym momencie Zapytała mnie: ''a co u ciebie?"

Nie wiedziałem od czego zacząć. Zastanawiałem się cały czas o czym ja mam mówić. Czy poruszać temat tego co działo się w ośrodku, czy tego co już poza. Zapytałem więc w prost czy poruszać ten temat. Zgodziła się. W skrócie zwróciłem uwagę na kilka najważniejszych dla mnie dni z ośrodka. Jej przyjazdu tam, książki którą tam przeczytałem, pracy o duchowości (rysunku ^^ i pustym piętrze z wywaloną dziurą w betonowym bloku), wyjściu na wschód słońca z M.(pozdrawiam) i całym czwartku z F. (pozdrawiam) i dniu wyjścia oraz rozmowie z rodzicami oraz o tym że wszystko co słyszę wokoło ma już inny wyraz, że słucham tego co przychodzi mi słyszeć. Czułem radość i pewność siebie, w tym że mówię to szczerze, że nic nie chcę już ukrywać, że mam czyste intencje i mówie to wszystko do Niej.

Brzmiało to pewnie jak już nie jedna nasza rozmowa jednak w środku była inna intencja.

Nie żeby chować coś ale żeby mówić to o co mnie zapytała, o tym  "co u mnie''.

Przychodziły też uczucia smutku i poczucia winy. Ale widziałem, że Ona się trzyma, że Jej podejście które przyjęła jest bardzo podobne do mojego. Ja uzyskałem je dzięki ośrodkowi, dzięki profesjonalnej pomocy po którą się zwróciłem. Ona doszła do tego Sama, podziwiam Ją za to czuję dumę i radość.

Sytuacje jakie stwarzałem są dzisiaj ciężkie do rozmowy. Ale podejście do tych sytuacji zależy jak zostaną omówione i jakie zostaną wyciągnięte z nich wnioski.

Cieszę się z tego spotkania, wiele jest jeszcze do omówienia. Ale na to potrzeba czasu. A tego przedemną jeszcze bardzo wiele.

Sznurek jest bardzo długi przede mną i stoję do jego dłuższej części przodem. O. (pozdrawiam)

Pozdrawiam
P.D.O.M.


wtorek, 28 maja 2013

Krok milowy ??

Nieważne jaki, nie ważne co przyniesie. Teraz ważne jest to że napisze mi dzisiaj o której będzie zamykać prace i będę mógł Ją odebrać z pracy.
Cieszę się jak dziecko. 
Zobaczę Ją dzisiaj w nocy.
Nie wiem gdzie pójdziemy co powiem co wyniknie z tej rozmowy.
Oczekiwania i projekcje już mi się włączają :) nie daję się ponieść. Cierpliwie czekam. Przedrzemana jeszcze trasa do warszawy.
Pozdrawiam

Dzien 25. Ponownie z podróży. Wszystko jest inne

Dzisiaj wracam z Wrocławia. O 15 jadę do Warszawy.  Wracał będę pociągiem.
Jadąc wpadam na kolejną próbę umówienia jakiejś rozmowy. Jedenasty dzień mija bez nawet 10 minut Jej obok. Z nadzieją czekam na odpowiedz. Zaproponowałem że odbiorę Ją dzisiaj po pracy.
Apropo drugiej części tematu.  Ja jestem inny. To co odbieram z zewnątrz jest inne.  To jak się zachowuje jest inne. To co słyszę jest inne. To co dostrzegam jest inne. To w jaki sposób działam jest inne.
Inni odbierają mnie inaczej.
Filmy które oglądam przekazują mi o wiele więcej niż fabułę.
Piosenki które słyszę mówią do mnie. Teksty tych piosenek juz kiedyś skórzane dzisiaj brzmią inaczej.
Mały przykład:
,,Pewien znany ktoś, kto miał dom i sad
Zgubił nagle sens i w złe kręgi wpadł
Choć majątek prysł, on nie stoczył się
Wytłumaczyć umiał sobie wtedy właśnie, że
ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy,
ważnych jest kilka tych chwil, ruch na które czekamy...''
Czekam na dzisiejszą odpowiedz x ciekawością i zniecierpliwieniem.
Pozdrawiam
P.D.O.M

poniedziałek, 27 maja 2013

Dzień.24 "Wiem, to kolejna próba, których dużo było w sumie..."

"...Chociaż wiem, co robić, jednej rzeczy nie rozumiem
Czemu w ludzi tłumie jest tyle krzywdy?
Czemu tego tyle?
Przecież życie to miał być przywilej, a tutaj takie chwile:
Znowu czujesz ostrze na gardle
Niewyraźna przyszłość widziana w krzywym zwierciadle
Jak statek ma porwane żagle stoi w miejscu
Ja tak samo
Ale wiem ze mogę wygrać partię z góry przegraną
Bo gdy obudzę się rano
Będę miał siłę by walczyć
By ruszyć z miejsca
Na pewno to mi wystarczy"


Grammatik - Każdy ma chwile

Minęły 4 dni od ostatniego wpisu. 
Pracuję. 
Chwile wolne wykorzystuję korzystając z basenu, siłowni czy rozmów ze znajomymi. Miałem też okazję pierwszy raz w życiu być na rybach, zarzucałem  wędką. Czułem radość z tak prostej czynności. Sobotni mecz wywołał uczuci a zawodu. W ostatnich minutach przegrali Borusiaki...

W sobotę po meczu wylądowałem nocą na kopcu. Widok miasta nocą, zimny wiatr, miejsce gdzie powinienem być z Nią tej właśnie nocy i wspominać chwile z przed kilku lat. Jedyne co mogłem zrobić to po raz kolejny aparat telefoniczny i sms. Krótka refleksja i po raz kolejny pytanie o rozmowę, prośba o spotkanie, tęsknota. 

Niedziela w milczeniu do południa praca (zamiast siedzenia w domu), wieczorem spotkanie AH, potem chwila na rolkach a na koniec jeszce basen. Wymęczyłem się całkowicie. Po powrocie do domu jakiś film i zasnołem.
Wstałem rano i jak w temacie "kolejna próba, których dużo było w sumie..." otwarłem oczy, zawitał smutek i poczucie winy, krótka medytacja:


Boże (jak kol-wiek go pojmuję)
użycz mi 
Pogody Ducha, abym pogodził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę,
i Mądrości, bym odróżniał jedno od drugiego. 


I po raz kolejny sms - z nadzieją że odpisze i będzie tam zgoda na spotkanie, prozycja wspólnego wyjazdu za miasto na wtorek i środę...

Odpowiedź przyszła po dwóch godzinach. Po raz kolejny brak odmowy wprost, a tylko argumentacja inną wykonywaną czynnością.

Nie mam pojęcia co mam myśleć o takich odpowiedziach :( z niektórych wyczytuję, że nie mam już na co liczyć z innych nie dostając odpowiedzi wprost, że nie spotkamy się już więcej.  Mętlik wśród myśli czy żyć nadzieją, czy żyć zapomnieniem. Chciałbym ukierunkować się w tym temacie :( smutno. (yyy przepraszam - czuję smutek)

"...i myślę ile jeszcze mam kredytu w Twoim sercu
połamany ludzik, bez ciebie wszystko nie ma sensu..."


 Grammatik - Rozmowa

czwartek, 23 maja 2013

Dzień 20. Szybkie decyzje - widać tak miało być =)

Po wielu przejechanych kilometrach w dniu wczorajszym wieczorem pokusiłem się jeszcze na basen z przyjacielem. Przed zaśnięciem próbowałem oglądnąć film o którym wcześniej wspominałem. Udało się... oglądnąć pierwsze 6 minut ^-^

Dzisiaj obudziłem się wyspany. Czułem smutek. Wstałem, zobaczyłem że jestem sam w domu. Umyłem ząbki, ubrałem się, zjadłem śniadanie. Po chwili pomyślałem o tym, że dzisiaj jest 20 dzień poza ośrodkiem zapragnąłem porozmawiać z kimś. Telefonować ??

Spojrzałem na zegarek była 12.30 zastanowiłem się chwilę nad pomysłem, który wpadł mi do głowy i postanowiłem go zrealizować.

Wsiadłem w samochód i ruszyłem do ośrodka. 70km. Poinformowałem jedną osobę o fakcie, że przez kilka godzin nie będę miał zasięgu w telefonie i kontakt ze mną zostaje tylko drogą e-mail.

Zajechałem do ośrodka, 13.40 tuż przed przerwą obiadową. Znajome osoby, przyjaciele, psiak, miłe przywitanie, kawa, przekąska, zimne górskie powietrze i ciepło z zapalonego kominka. Czuje się tam jak u siebie, atmosfera tego domu zostanie na zawsze we mnie. Fala wspomnienie uderzyła mnie w momencie, kiedy wyjechałem z ostatniego zakrętu, a dom ten wyłonił się z za drzew.

Wyjątkowość tego wyjazdu sprawił fakt, że podczas tej godziny bez zasięgu właśnie teraz Ona, chciała się ze mną skontaktować, gdzie ja zaprzestałem kontaktu przez ostatnie dwa dni. Osoba, której powiedziałem że kontakt jest ze mną tylko przez email poinformowała Ją o tym fakcie. Kontakt był spowodowany pracą, jednak fakt, że byłem w tym miejscu, w tym domu i bez zasięgu uważam, że dał Jej do myślenia, że znowu zagrałem i pojechałem po pomoc.

Było to dla mnie niesamowite... Ale "widać tak miało być"

Będąc tam - w radiu zagościła piosenka.... Piosenka o której dostałem informację od Niej, że kiedy ja byłem w ośrodku, piosenka ta towarzyszyła Jej. Wtedy zastanawiałem się gdzie ją usłyszała, jak na nią trafiła. Dzisiaj leci jako jeden z hitów w radiu. Słyszę ją siedząc w domu, będąc na wycieczce z przyjaciółmi, jadąc samochodem czy też w pracy.

---- Passenger - Let Her Go ----

Wracając oddzwoniłem, poinformowałem że wszystko jest w porządku i o całym tym zbiegu sytuacji. Odpowiedziała, że wyjaśniła się jej sprawa dlaczego tam pojechałem, zapytałem też czy wyjaśnimy jeszcze jedną sprawę. Zapytała jaką... Czy spotkamy się aby porozmawiać... (przeszło mi to przez gardło bez zastanowienia, z uderzeniem fali strachu, zdenerwowania i zaciekawienia co powie.

Odpowiedziała, że na razie jeszcze nie teraz. Uśmiechnąłem się w środku i cieszyłem się, że nie było to w prost powiedziane NIE.

Wracając śpiewałem do piosenki która mi teraz towarzyszy.

---- RH+ - Nadzieja ----

Pozdrawiam wszystkich i zmykam do pracy.
P.D.O.M.

wtorek, 21 maja 2013

Dzień 18. Z podróźy.

Hej. Witam wszystkich Ciepłym i Puchatym z zimnego wagonu jednej ze spółek pkp.
Wracam z Warszawy. Będę tej nocy w Warszawie po raz drugi. A rankiem wyląduje w okolicach Opola... co dalej? Nie wiem :) taka praca.
Po wczorajszym postanowiłem aby przyszłość biegła swoim tempem. To co ma się wydarzyć poprzez decyzje innych na które nie mam wpływu niechaj nadejdzie wtedy kiedy będzie na to czas.
Finansowo jak na takie bagno w jakie się wplątałem na dzień dzisiejszy jest niespodziewanie dobrze i na bieżąco.  Mimo że do zera daleko mam plan jak tej odległości w stronę minusa nie zwiększać. (24h - to caly plan)
U mnie w głowie jak widać na przestrzeni 18 dni różne rzeczy od radości do poczucia winy i smutku. Ale to dobrze. Patrząc na to co odczuwam cieszę się że potrafię to dostrzegać odróżniać i nadal poznawać.
Wczoraj zobaczyłem też pewien film na który zwracałem troszku małą uwagę jednak chciałbym oglądnąć go w całości. Dodam jednak że polecam go obejrzeć. Kiedyś byłby to dla mnie tylko film. Dzisiaj po pobycie w ośrodku każdy film jest prze zemnie interpretowany w sposób wcześniej dla mnie bardzo bardzo obcy.
Film miał tytuł: "Wszystko za życie"
Polecam i pozdrawiam
P.D.O.M ;)

poniedziałek, 20 maja 2013

Dzień 17. Poczucie winy...

Rozpoczynam kolejny wpis. Zastanawiam się czy będzie krótki, czy będę go długo pisał. 
Klikam go dzisiaj na telefonie.
Jestem sam w domu. Nie mam dziś komputera. Po pracy przyrządziłem kolacje. Zjadłem.
Miałem iść dzisiaj na siłownię jednak nie wybrałem się zostając w domu samotnie oczekując odpowiedzi na zaproszenia wysyłane smsem do Niej.
Wymieniliśmy kilka smsów. Ja skromnie chcąc uzyskać zgodę na spotkanie, Ona skromniej nie odmawiając wprost wspominała o innych planach. 
W pewnej chwili dostałem falą poczucia winy. Zalałem się łzam. Wyobrażałem sobie że może Ona jest tuż za drzwiami, że ten czas nadszedł własne teraz, że zmieniła plany i jest już nie daleko. Mysli te oplatsły moja głowe. Skuliłem się w kłębek i płakałem.
Początkowo chciałem to w jskiś sposób zatrzymać myśląc o spacerze, siłowni czy zajęciu się czymś.  Jednak postanowiłem organizmowi wrzucić to z siebie. Kilkadziesiąt minut płaczu uspokoiłem głębokimi odechami, pozwoliłem na dotarcie myśli uspokajajacych i wyciszających.
Posmutniałem przez weekend. Bardzo wiele miejsc i sytuacji przypominało mi Ją do tego ta okolica i fakt źe bez Niej nie byłem tam kilka lat skumulował się na dzisiejszy wieczór.
Jutro też jest dzień...
I to może ten kiedy Ona pozwoli się spotkać??
A jeżeli za tydzień będzie spotkanie ?? To jutro jest taki dzień który spowoduje że z 7 dni zostanie 6 dni...

sobota, 18 maja 2013

Dzień 15.

Godzina 23.31. Jak by nie było jest to kolejny dzień poza ośrodkiem. Spędzony z przyjaciółmi i rodziną. Jednak bez Niej

Wziąłem prysznic i na drobnej klawiaturze telefonu piszę ten wpis, poprawiając co chwilę swoją pisownię. Świadomy miejsca w którym jestem , chciał bym przekazać że zamiast wtulić się w Nią, w Jej ciepło i obecność pozostaje mi pustka i ten blog. Skupiam się na poprawnej gramatyce oraz składowych tekstu zamiast ten czas  przeznaczać na przytulanie zwykłe proste Ciepłe i Puchate przytulanie aby wspólnie zasnąć. Brakuje mi Jej tutaj okropnie. W tym pokoju w tym miejscu w tym czasie.
Po-prostu Tęsknie. Świadomy tego uczucia. Po-prostu krzyczał bym, że Kohchm Ją. I Tęsknię bardzo. 400 Zdjęć w telefonie to nie to samo co bliskość Jej obok.
Pozdrawiam wszystkich.
P.D.O.M.

piątek, 17 maja 2013

Dzień 14. Mineło 2 tygodnie. Pogoda Ducha...

Hej... Minęło kilka dni. Nadal jestem abstynentem =) A każdy kolejny dzień i sytuacje jakie spotykam utwierdzają mnie w tym, że WARTO.

Dzisiaj wyjeżdżam na weekend do mojej rodziny. Przez ostatnie lata kiedy tam jechałem, Ona jechała ze mną. Często zabieraliśmy ze sobą zgromadzone worki (wielkie wory upchane ubraniami) z ubrankami dla dzieciaków. Wczoraj mając informację że takowe worki się znów nazbierały zapytałem Ją czy mają coś do zabrania. Dostałem odpowiedz, że tak i umówiłem się dzisiaj na 12:00 aby je odebrać.

Wstałem rano ok. 7.00 do 10.00 pracowałem na mieście. Następnie nadszedł czas aby podjechać pod Jej dom aby odebrać ów worki (WIELKIE CZTERY WORY).

Byłem już o 11:40 w okolicy. Nie chciałem zajeżdżać wcześniej, przecież umówiłem się na 12.00 wiec o tej będę. Jadąc pikawa (serducho) zaczęło szaleć, myśli obrazowały spotkanie, włączyły się oczekiwania i wyobrażanie sobie sytuacji i moich reakcji.

OCZEKIWANIA:
-> Czy Ona w ogóle tam będzie czy worki odbiorę od Jej mamy?
-> Jeżeli Ona tam będzie to jak będzie ubrana, pewnie przygotowana do jakiegoś wyjścia, umalowana, ze skręconą lekko grzywką jak często kiedyś?
-> Jeżeli Ona tam będzie to czy w ogóle wyjdzie do mnie, a może worki czekają na mnie na podjeździe i tylko Ona machnie ręką żebym je zabrał albo poda mi je Jej brat?
-> Ostatnio widziałem Ją 10 dni temu dzisiaj znowu zobaczę, jeżeli będzie w domu ?

10:50 zatrzymałem się. Nie mogłem dalej prowadzić a tym bardziej w takim nie wiadomo jakim stanie zajechać i próbować coś z siebie wykrzesać. Wyobraziłem sobie jak by było już po spotkaniu, zrobiło mi się lżej.

12:00 podjeżdżam, głębszy oddech i idę. (Pamiętam sytuacji w których podobne uczucia mi towarzyszyły, było to dawno jakieś 3 lata temu kiedy jechałem do Niej po kłótni aby próbować pogadać nie przez telefon ani smsa. Po takich rozmowach przeważnie wszystko sobie wyjaśnialiśmy.) Dzisiaj wiedziałem że nic nie wyjaśnię ale szczerze mogłem podejść do zaistniałej sytuacji.
Dzwonię, wchodzę, widzę Jej mamę, w przedpokoju 4 woreczki. Zabieram jeden, podchodzi Ona...
Oczekiwania ??? Nawet pół się nie sprawdziło.
Słodka pidżamka ,którą Ona dostała ode mnie... Ona przebudzona po nocnej zmianie, wyrwana ze snu, w kolorze włosów z przed 3 lat... mmmmmmm..... :(

Zabieram pierwszy worek, pada pytanie - czy ja też jadę?... Rzucam krótkie -tak, czując zdecydowanie i złość na siebie. Podchodzę do samochodu i ładuje worek, i czuje smutek, zal na siebie, i bije się z myślami czemu tak burkłem... Szybka analiza zachowania głębszy oddech.

Zabieram kolejne dwa worki... z uśmiechem (Ciepłym i Puchatym) przekazuje, że zmieniła kolor włosów, że pięknie. :) Idę do samochodu - o wiele lepiej.

Zabieram ostatni. Krótka rozmowa z Nią. Pamiętacie białe spodnie z ostatniej wizyty ? Dowiedziałem się, że to ja je Jej kupiłem jakieś dwa lata temu będąc z Nią na zakupach... Co za zbieg okoliczności, że tak strasznie mi się podobały jak je na sobie Miała =D Nawiązała się rozmowa dotycząca tamtego spotkania. Najważniejsze jednak było to że po pytaniu czy pojechała by ze mną, odpowiedziała, że dzisiaj pracuje, po czym zapytałem czy jeszcze kiedyś ze mną pojedzie. Z tęsknotą i niepewnością odpowiedziała, że kiedyś tak. Widziałem u Niej wielką chęć pojechania razem.

Pisząc ten wpis wysłałem Jej smsa, że miejsce w samochodzie czeka do 16.30 jak by znalazła zastępstwo w pracy i chęć na wyjazd.

Oj długo zastanawiałem się czy go napisać. A odpowiedź przyszła szybciej niż to napisałem. Jednak spróbowałem.

Weekend z przyjaciółmi i rodziną w Bieszczadach. Jednak brakować będzie tam jednej osoby... smutno mi z tego powodu ALE:

Godzę się z tym czego nie mogę zmienić !!
Zmieniam to co mogę zmienić !!
I odrużniam jedno od drugiego !!

P.D.O.M.


poniedziałek, 13 maja 2013

Dzień 10. Z kawałka drewna w rozkwitające drzewo.

     Kilka krotnie podejmowałem próby abstynencji od gry przed wyjazdem do ośrodka. Próbowałem kontrolować grę, grać na małych stawkach zdobywając kapitał następnie, zwiększać je dopiero z wygranych. Nie trwało to długo - może 10-15 min próby kontroli... potem leciało do momentu kiedy zaczynało brakować pieniędzy i zbliżałem się do braku kapitału znów małe stawki aby jeszcze coś odrobić.

     Osoba uzależniona nie ma kontroli nad swoim nałogiem.

     Tego dowiedziałem się w ośrodku. Przyznanie bezsilności wobec swojego nałogu jest podstawą do życia w abstynencji i dalszą pracą nad sobą. Uznając bezsilność okazuję słabość, jestem słaby wobec hazardu i akceptuje ten stan. Ta słabość, ta część mojego życia wcale nie ujmuje mi niczego jako człowiekowi. Brak przyznania się do bezsilności i okazania słabości do tej pory robił ze mnie właśnie tytułowy - "kawałek drewna" - odbierał człowieczeństwo o którym piszę. Poświęcanie coraz większej części czasu, pieniędzy, rodziny, związku dla hazardu sprawiło, że uczucia które podczas swojego życia okazywałem zdecydowanie bardzo rzadko i spontanicznie przestały istnieć dla mnie całkowicie.

     Podejmując decyzję o zwróceniu się o pomoc czułem, że jakaś część mnie ostatkiem sił woła o pomoc wiedziałem wtedy, że sam sobie z tym nie poradzę, a jeżeli od razu nie podejmę działania myśl ta zostanie w jakiś sposób przeżyta, schowana i ponownie zdominuje chęć gry.

     Przejaw prośby o pomoc był kryzysem dla mojego uzależnionego umysłu, było mi obojętne co się stanie. Konkretne działanie jakie było następstwem tych decyzji zawdzięczam mojej mamie. Po ok. 40 minutach od telefonu kryzysowego byłem już u terapeuty. Cały ciąg zachowań i zdarzeń tego dnia był z perspektywy czasu niesamowity a wręcz nieprawdopodobny. Wiedziałem, że czekają mnie konsekwencje moich zachowań, bałem się. Strach, lęk, wewnętrzny ból pojawiały się naprzemiennie nie pozwalając nawet na uczucie ulgi, nie mówiąc już o jakimkolwiek pozytywnym uczuciu.

Minęło 4 dni a ja byłem już w ośrodku zamkniętym leczenia uzależnień.

     Pierwsze dni... obojętny, totalnie obojętny na wszystko co działo się wokół mnie. Kompletnie wyjałowiony z jakichkolwiek uczuć podtrzymujący funkcje życiowe, rozpocząłem analizę swojej przeszłości poprzez konkretnie zadane tematy do opisania swojego życia. Od pierwszego dnia z iskierką nadziei, że to miejsce może mi pomoże, opowiadania osób które twierdziły, że to co się dzieje w tym domu zmieniło nie jednego człowieka. Szczerość, zaufanie i prawdomówność towarzyszyły mi od początku pobytu i towarzyszą mi dalej jednak umocnione. W pewnym momencie pozwoliły na zobaczenie siebie, pozwoliły na zobaczenie tych wszystkich negatywnych rzeczy jakie wyrządziłem sobie i bliskim. Sukcesywnie dzień po dniu dodawałem do swojej historii kolejne elementy swojego hazardowego życia. Z każdą kolejną pisaną pracą zacząłem coraz bardziej przeżywać to co się działo. Czytałem to co napisałem i sam sobie nie wierzyłem oraz zastanawiałem się jak można robić takie rzeczy. Dzięki pracom poznawałem siebie i szczerze przeżywałem negatywne emocje. Relacje z innymi pacjentami pozwalały na odreagowywanie poprzez pozytywne emocje podczas rozmów, posiłków czy wspólnego spędzania czasu. To wszystko tworzyło harmonie, która powinna towarzyszyć każdemu. Nauczono mnie, że złość jak i radość musi być przeżywana. Bez jednej z nich nie jestem w stanie dostrzec tej drugiej. Uczucia wracały podczas terapii wśród szeregów rożnych sytuacji.

     Wszystko to było działaniem pod  kloszem w zamknięciu, wśród ludzi którzy rozumieli mnie oraz znają to wszystko z własnych doświadczeń.

    Mija 10 dzień poza ośrodkiem, a ja dostaje sygnały od otoczenia, które samo z siebie przemawia. Od rodziny dostaję wsparcie oraz informację, że jestem inny - mówię co czuję, przytulam spontanicznie okazuje uczucia - na pewno jest w nich strach czy przypadkiem znowu nie gram takiej postawy, ja jednak jestem zaskoczony sam sobą ponieważ wszystko co robię jest szczere i płynie ze mnie. Przyjaciele mówią, że z takim gościem jak ja to teraz dużo lepiej się gada, nie narzeka, nie użala się jak to jest mu źle, tylko akceptuje to co się dzieje i stawia czoła konsekwencjom.  Na mitingu uzależnień dostaję informację, że teraz mówię zupełnie inaczej, że nareszcie odkryłem to co we mnie było uśpione, wyrażam emocje i jestem szczery.

     Dzięki takim sytuacjom czuję radość - tytułowe "rozkwitające drzewo". Najmocniej objawia się w momentach najmniej spodziewanych. Biegam rankiem a inny biegacz pozdrawia mnie małym gestem podniesienia ręki. Budzę się rano i wiem, że należy cieszyć się bo nie zagrałem i jestem abstynentem. Każda taka chwila umacnia w trzeźwości ale i jest powodem dla którego nie warto wracać do nałogu.

     Nie wszystkie osoby z mojego otoczenia niestety nie mogą tego doświadczyć. Szanuję ich decyzje i akceptuje fakt odcięcia się ode mnie. Akceptuję, że potrzeba czasu. Mam nadzieje, że kiedyś będziemy wspólnie wspominać to co się dzieje jako jedno wielkie doświadczenie oraz że nigdy się ono nie powtórzy.

A jutro egzamin. Mam 24 godziny na wchłonięcie całej wiedzy jaka jest mi potrzebna do uzyskania pozytywnego wyniku egzaminu topografii miasta. Trzymajcie kciuki.


piątek, 10 maja 2013

Dzień 7. W pracy, tak blisko jednak zbyt daleko.

Miałem obudzić się wg. planu o 5:00 wstać i wykonać kolejny transport. Oczywiście nie dałem się budzikowi wyłączając go kilka razy, aż do godziny 7:30. Wstałem, ubrałem się i wyszedłem jadąc przed siebie. Poranne chwile przypominały o wczorajszych 10-ciu minutach. Spokojny i szczery poranny P.D.O.M. - i już lepiej postrzegam dzień.

Jeżdżę, szkole pracowników, pracuje. Widząc niedokładność w pracy czuję, że nie było mnie przez jakiś czas, a to jak by  spowodowało odczuwalne zmiany w charakterze pracy i stosunkach w ekipie. Słyszę uwagi i przyjmuję je z pokorą tylko dla siebie.

Dzisiaj praca po raz kolejny pozwoliła na 10-cio minutową rozmowę z Nią. Niestety tylko telefoniczną. Rozmowa miła i ciepła mimo tematu nie sprzyjającemu takim uczuciom. Mówiła o pracy, cieszyłem się jak opowiadała o tym co ma na myśli o danej sytuacji w jakiej się znajduje. Cieszyłem się ogromnie, z faktu że porostu do mnie mówi. Wewnętrznie słyszałem jej głos, do tego słuchałem jej słów. Jeszcze większą radość sprawił fakt, że w sposób dla mnie nie spodziewany poinformowałem o tym, że bardzo dobrze mi się słucha tego co mówi i nadal mógł bym słuchać, jednak obowiązki z pracy powoli zaczynały się nawarstwiać od samego rana więc poprosiłem konstruktywnie o zakończenie rozmowy.

Kolejnym zaskoczeniem tego dnia był fakt, iż mogłem zainstalować nowo nabyty zestaw internetowy zakupiony przez tatę, który powiedział, że cieszy się kiedy widzi mnie tutaj jak coś robię i na coś się przydaje. Uśmiechnąłem się, połączyłem wszystko jak należy. Czekamy na włącznie sygnał.

Wieczorem rozmowa z rodziną spokojna i czytelna, jakieś żarty oraz tematy konsekwencji finansowych omówione w spokoju i poczuciu zrozumienia.

Następnie zacząłem oglądać film. W pewnym momencie stwierdziłem, że czas jaki chcę przeznaczyć na film który widziałem już dwa razy będzie porostu stratą tego czasu. Stwierdziłem,  że ten sam czas mogę poświęcić na napisanie właśnie tego posta. Poczuć się lepiej, szybciej zasnąć, obudzić się po prawidłowych ośmiu godzinach snu i następnego dnia wstać bez poczucia zmęczenia, rozpocząć dzień od jednej godziny biegu, prysznicu, śniadania i dalszej weekendowej pracy.

Czuje zadowolenie z powodu czasu, który zamiast na film postanowiłem poświęcić na napisanie czegoś od siebie.

"Najciekawsze że nigdy nie jest za późno by się zmienić. Czas nie ma znaczenia. Można zacząć w dowolnym momencie. Możesz się zmienić lub nie. Nic tego nie przesądza. Swój czas możesz pożytkować lub tracić." 


czwartek, 9 maja 2013

Dzień 6. Poza ośrodkiem.

Pracuję.
Zapełniam czas kilometrami po Polsce. W ciągu sześciu dni, a czterech w pracy zrobiłem 2060 kilometrów. Dwie noce zerwane. Nie czuję chęci grania mijając lokale do których uczęszczałem. Plany w pracy zmieniają się z minuty na minutę.

ok 12.00 okazało się, że praca będzie powodem pierwszego spotkania z moją Dziewczyną.
39 dni temu wychodziłem ostatni raz z jej pokoju, gdzie spaliśmy żegnając Ją słowami, że muszę wyjść do szefa pod pretekstem pracy. Było to kłamstwo. Jechałem do szefa jednak pod pretekstem przyznania się do przestępstwa jakie popełniłem.
26 dni temu widziałem Ją kiedy była w ośrodku odwiedzić mnie po raz pierwszy i ostatni.
Podczas terapii przez 17 dni starałem się codziennie wykonać jakiś  telefon, wysłać smsa spróbować kontaktu. Po ostatnim telefonie, który wywołał u mnie takie emocje, że nie mogłem sobie przypomnieć co mówiłem, a wiem że znowu się denerwowałem, czułem bezsilność, złość i poczucie winy co powodowało atak z mojej strony i rzuciłem niepotrzebnymi słowami zamiast dać wsparcie ;(

To jedne z najdłuższych okresów podczas siedmiu lat związku, kiedy nie widzieliśmy się, nie pisaliśmy ze sobą, nie kontaktowaliśmy się.

Wszedłem do umówionego miejsca w którym miałem Ją spotkać. Pierwsze co zobaczyłem to uśmiech szczery, miły ( rzekł bym ''ciepły i puchaty''). Popatrzyła mi w oczy i się uśmiechnęła. Powiedziała, że "po staremu". Później, że u niej dobrze i widzi, że u mnie też.
Ja widząc Ją czułem ulgę, tęsknotę, ogromną chęć przytulenia, zaskoczenie bo miała na sobie białe spodnie okropnie mi się podobały, nie pamiętam by kiedyś chodziła w białych spodniach (pięknie), po kilku wymienionych zdaniach, poczułem zajebiście mocne poczucie winy.

Dopytywałem o decyzję spotkania i poświęcenia mi kilku dni wyrwania się z miasta... kilku chwil aby porozmawiać... mówiąc to zacząłem wątpić w siebie, poczucie winy przejechało mnie walcem. Pewność siebie w słowach które wypowiadała, w Jej oczach odzwierciedlała się jak nigdy. Nie zauważyłem w tych momentach nawet cząsteczki chęci do kroku w moją stronę. Jej pewność siebie i tego co mówi była ogromna. Do tego zapewnienia, że nie chce rozmawiać o TYM. Zdecydowana i silna, ta właśnie, "moja" kobieta która dzisiaj jest za murem, który sam zbudowałem jest niedostępna dla mojego wewnętrznego JA.

Jednak na końcu widziałem w niej coś czego nie zapomnę. Była to chęć zrobienia czegoś na pożegnanie, postawą swojego ciała, gestami, wyrazem spojrzenia wydawało mi się, że chciała coś zrobić, przytulić? uściskać? chociaż by złapać dłoń... Odwróciłem się, przyklejony do wyimaginowanej wcześniej powierzchni płaskiej do jakiej zostałem zwalcowany i odszedłem zostawiając Ją ze zwykłym "cześć". Nim doszedłem do samochodu płakałem porostu pozwoliłem sobie na płacz. Zaakceptowałem i zapamiętałem to krótkie ale jakże ważne dla mnie 10 minut.

Kocham ją bardzo mocno, a to powoduje ambiwalentne uczucia. Z jednej strony zodiakalna lwia chęć do walki o wspaniałą kobietę, która nauczyła mnie wszystkiego, od złości przez normalność do namiętności i miłości. Z drugiej nie chcę Jej ranić wracając do tego, nie chce ranić swoją osobą jaką się stałem.

Oczekiwania ? Tak. Strach przed tym co się wydarzy, przed przyszłością i dzieleniem życia, które zawsze będzie dla Niej niepewne, strach przed brakiem zaufania, przed konsekwencjami.
Oczekiwań ciąg dalszy... potrzeba zrozumienia przecież jestem taki jak kiedyś, do tego nie gram i mówię o uczuciach jestem szczery i mam szczere zamiary, poznałem siebie i chcę być sobą, czasu potrzeba by to okazać a do mnie przemawia EGO, że już chce żeby było dobrze. Jak ja bym chciał go zamknąć w takim miejscu żeby nie wyłaził... Jednak jedyne co mogę zrobić to przejąć nad nim kontrole...
 
Boję się.
Samotności się boję.
Jestem chory. Jestem hazardzistą.
Muszę dać czas czasowi.
Teraz czas na próbę cierpliwości...

Codziennie powtarzam P.D.O.M.


wtorek, 7 maja 2013

Dzień 4. Poza ośrodkiem terapii uzależnień.


Zaczynam krótko aby zacząć. Rozwijał będę się na pewno.

Jestem hazardzistą. Mam 23 lata. 30 dni terapii leczenia uzależnienia w Koninkach zakończyłem dnia 04.05.2013.

Chciał bym dzielić się doświadczeniem bo wiem, że to pomaga innym, a mi sprawia wielką radość.

Doświadczyłem tego po raz pierwszy 02.05.2013. 28 dzień terapii. Mówiąc otwarcie o swoich uczuciach do innych osób. Myślałem podczas, swojej wypowiedzi jaką dostanę odpowiedź. Czułem strach i zdenerwowanie w momencie, kiedy starałem się konstruktywnie wyrazić to co od kilku dni siedziało we mnie. OCZEKIWAŁEM, że swoją wypowiedzią pogorszę sytuację. Jednak moje oczekiwania, ponownie, zamieniły się w coś czego bym nie spodziewał. Usłyszałem szczere, wspaniałe, wzruszające i zobowiązujące "Przyjacielu". Jedna sytuacja zmieniła dużą część życia mojego oraz odbiorcy.

Dzisiaj jestem już 4 dzień poza ośrodkiem. Pierwsze 24 godziny były dziwne. Widząc otaczające mnie miasto docierały do mnie wspomnienia podsumowywane w ośrodku, zapisywane na kartach zeszytu, dotyczące hazardowania ale i konsekwencji.
Podzieliłem się tymi odczuciami z rodzicami, kolejnego dnia po wyjściu powiedziałem o tym na mitingu AH, telefonowałem do przyjaciół z ośrodka. Cieszę się, że potrafię o tym mówić, że nie noszę tego w sobie, nie dusze się z myślami o zagraniu. Mówienie o tym oddala u mnie myśli o zagraniu, a do tego wywołuje radość, bo wiem, że jestem szczery sam ze sobą mówię to co czuję, a to pozwala mi być szczerym przed innymi.

Na dzień dzisiejszy mimo konsekwencji jakie ponoszę przez hazardowanie czuję radość i pogodę ducha.

Sam czuję że się zmieniłem.

Nie interesuje mnie telewizja, radio i informacje ze świata mnie nie obchodzą, do komputera podchodzę i nie wiem co na nim robić (teraz pisząc czuję radość, że korzystam z niego tak jak powinienem), nie palę od 14 dni (21 dzień w ośrodku). Jestem pełen pogody ducha, akceptuję konsekwencje i stawiam im czoła.

Najfajniejsze są te najmniejsze zmiany. Codziennie rano witam się z mieszkańcami uściskiem na misia =) piję zwykłą wodę, odżywiam się regularnie, planuję kolejne 24 godziny i wypełniam je tak jak zaplanowałem. Zachowuje abstynencje od alkoholu mimo, że nie mam z nim problemu, czytam książkę (pierwszą całą książkę przeczytałem właśnie w ośrodku - zmieniła moje myślenie w 18 dniu terapii) - ta jest druga. Wysypiam się. Budzę się z myślą, że nie gram więc jestem szczęśliwy. Nie wstydzę się tego gdzie byłem buduję relacje na podstawie prawdy i jest mi z tym cholernie dobrze.

Akceptuję przeszłość bo jej nie zmienię.
Za nią idą konsekwencje - i takowe muszę ponieść.

Ale wiem, że mogę zmieniać to co będzie, wyborami których dokonuje dziś.